Pobiegłam wczoraj na targ, żeby nabyć kilka oscypków. W amoku zakupów, zapomniałam o starej zasadzie, na którą wpadliśmy z mężem, że wiek oscypka jest wprost proporcjonalny do wieku sprzedającej. Niestety, co za tym idzie, smak takiego oscypka  jest nie do zniesienia. Te oscypkowe zakupy, to jeszcze w związku ze wsponieniami majówkowymi. Na majówce, byłam w Kirach przy Dolinie Kościeliskiej. Tam i w okolicy, w każdej bacówce oscypki są wyśmienite. Co więcej, tu nie potwierdza się reguła o związku między wiekiem sprzedawczyni a oscypka. Niestety wszędzie indziej raczej tak. Oscyp z targu zgrillowałam na boczku, i trrrrach. Smrodek starego sera rozniósł się po całym domu. Trudno takie coś potem wyplenić. Śmierdzi jak, noo hmmm, może się wstrzymam od opisu. Ze zgryzoty zrobiłam placki ziemniaczane z gulaszem, żeby zasmrodzić sobie mieszkanie czym innym. A potem, no cóż… Potem z uwagi na to, że placki są tłuste, a placki z gulaszem to wielka bomba kaloryczna, postanowiłam pobiegać. Tak sobie dałam w kość, że ledwo się ruszam. Dobrze, że palcami mogę przebierać i pisać.

osc3

Dzięki tym szaleństwom, dziś w myśl zasady Nigela Slatera (i ponoć Francuzek) bedę jeść korzonki. Tfu sałatkę. Slater mówi, że jak jednego dnia człowiek sobie pofolguje, to na drugi trzeba mniej kalorycznie i zdrowo raczej. Widziałam nieopodal domu pokrzywy, może uzbieram trochę na sałatkę. Tak w ramach samoumartwiania się nad swoim brzuchem… Tak, tak. Pokrzywa jest zdrowa i smaczna. Kiedyś wrócę do tego tematu, jak tylko uzbieram bukiecik. To tymczasem. Lecę na pokrzywy.