Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski
Hasło "truj się sam" jest bez sensu. To tak, jakby nakazać dziecku zjeść paczkę czipsów samemu. Widać, kurzenie papierochów nie jest sprawą świadomości. Zanim myśl w swoim czystym kształcie dotrze do odpowiednich neuronów, świństwo wynikłe z efektu spalania papierocha oblepia ją szczelnie i skutecznie, i w popaprany, przebiegły sposób zmienia.
To ścierwo przejmuje funkcję filtra przetwarzającego realny osąd. Robi to bardzo chytrze, bo wyłącznie w wąsko wyspecjalizowanej działce związanej z paleniem. W innych dziedzinach życia konsument papierochów potrafi zachować jasność umysłu. W innych sprawach, nie dotyczących palenia, palacz wykazuje tradycyjne, zdroworozsądkowe odruchy samozachowawcze. Nie wkłada ręki do wrzątku, nie pije benzyny, nie skacze w przepaść, a nawet nie spożywa majonezu, bo zawiera zbyt dużo cholesterolu. Mało tego, palacz papierochów uprawia sporty, biega, pływa, gra w ping-ponga i szachy. Myje ręce przed jedzeniem i przynajmniej dwa razy dziennie myje zęby. Jeśli jest kobietą, często odwiedza kosmetyczkę. Nie głosuje na anarchistów, bywa wegetarianinem, ewentualnie kardiologiem odradzającym swoim pacjentom palenie.
Wszystko byłoby dobrze i pięknie, gdyby wymyślono papierochy, podczas palenia których dym nie oddalałby się od papierochocholika nie więcej, niż na odległość pół centymetra. Ale nie wymyślono! (Jeśli palisz i doczytałeś/aś aż do tego miejsca, to przestań, bo dalej będzie jeszcze gorzej. Ostrzegałem!) Ten perfidny pasożyt, ścierwo-filtr umysłowy, każe (niestety) swoim ofiarom-palaczom myśleć inaczej. Dym poza ich ubranie nie przedostaje się. A do sąsiedniego stolika, to już nieosiągalne, absurd! Nie wspomnę więc, że na prośby o niepalenie w miejscach publicznych podsuwa im argumenty o zamachu na ich wolność osobistą (jak ktoś lubi strzelać z procy do szyb i ludzi, też ma prawo sobie postrzelać gdzie i ile chce!). Już nie będę ogólnie znanych racji powtarzać, bo i po co? Pisałem wcześniej. Na działanie najlepsze jest działanie. Otwieram więc bank pomysłów. By dać dobry przykład, oto pierwszy.
Siadasz w kawiarni, zamawiasz espresso i torcik czekoladowy. Masz pół godziny na przyjemny relaks. Gość obok robi podobnie, z tą różnicą, że po pierwszym łyku kawy zapala papierocha. Wiesz, że jest święcie przekonany, że dym go nie opuszcza, poza tym ma prawo itd., więc nie podejmujesz rozmowy. Podejmujesz działanie, jak on. Wyciągasz z kieszeni przygotowany na taką okazję dezodorant do WC. Jeden papieroch – jeden dezodorant. Gdyby nawiązała się z jego inicjatywy wymiana zdań – używaj znanej ci retoryki, że lubisz, że co mu do tego, że to gwałt na twojej wolności, że nikomu nic złego nie robisz, że jak chce, to może się przesiąść lub nawet iść do innego lokalu, że…