Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski
Wpadłem do zaprzyjaźnionego lokalu na winko. Jest to knajpka z klimatem i przede wszystkim z – ciekawą kartą win. Pan Józek, właściciel, zawsze ma coś nowego do polecenia i zawsze trafia w moje gusta. Tym razem zostałem uraczony winem hiszpańskim. Na moje zagajenie: co tam dobrego u pana słychać? Pan Józek zrobił jakąś taką niewyraźną minę, a nawet powiedziałbym, spoważniał, uciekając gdzieś wzrokiem… Po chwili wyjaśnił: – Byli u mnie! Zapłaciłem, ale nie zamierzam więcej. Obawiam się o lokal… Nie poznawałem Pana Józka. Stał przede mną człowiek zgaszony i gotujący się w środku jednocześnie, chcący coś zrobić i bezradny. We mnie też coś zaczęło się burzyć. Wino w jednej chwili straciło smak. Spytałem czy lokal jest ubezpieczony od dewastacji i stłuczenia szyb. Jest, ale to rzecz jasna nie rozwiązuje problemu.
Żyjemy we własnym, zorganizowanym świecie. Czytamy gazety-horrorki, oglądamy nocne akcje dzielnych antyterrorystów, bulwersujemy się bezczelnością paparazzich względem bezbronnej gwiazdy muzyki pop, wstrząsają nami relacje różnych okropności. Z wypiekami na twarzy przyglądamy się całemu temu złu. Może ktoś tam będzie miał potem koszmary senne, ktoś zastanowi się nad okrucieństwem współczesnego świata (jakby tysiąc lat temu ludzie nie mordowali się. A jakże, mordowali tylko nie było TV!), a ktoś inny pomyśli, jakie to życie niebezpieczne… Potem rano śniadanie… i powrót do normalności? Mamy przecież swoje, ważne sprawy.
A może byśmy tak trochę przerazili się sobą?! Udawaniem, że nas to nie dotyczy! Dopóki sami nie zbliżymy się, nie dotkniemy i nie spojrzymy prosto w oczy tej rzeczywistości, dopóty nie zrozumiemy, jak to jest naprawdę. Ale co robić? No właśnie! Każdy z nas ma jakiś talent, może go wykorzystać? Może zatrzepotać skrzydłami, jak motyl i wywołać trzęsienie ziemi? Nie, lepiej, jak te trzy małpki: nie widzieć, nie słyszeć i nie mówić (no chyba, że narzekać!). A przecież każdy z nas jest kopalnią pomysłów. Wystarczy ruszyć głową… Np. co zrobić, aby zdobyć miśki? Jest sposób… Można spytać, a co gdy pomysł nie wypali, a miało być tak pięknie? Amerykanie zrobili w tej kwestii badania. Okazuje się, że sukces odnoszą ci, którzy rezygnują dopiero po piątym razie! Kolejna porażka zbliża ich więc do wygranej. Oczywiście, gdy już nic więcej nie da się wymyślić – zostaje rozłożyć ręce i powiedzieć sobie, że przynajmniej zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy. Miałem lekcję, z której trzeba wyciągnąć wnioski.
Historia każe wyciągać wnioski, najlepiej pozytywne. Historia Pana Józka ma swój ciąg dalszy. Nie uległ. With a little help from my friends – z małą pomocą przyjaciół, jak śpiewali “Beatlesi” oraz swojej determinacji wybrnął ze, zdawałoby się, sytuacji bez wyjścia. . „Mogę czuć się szczęśliwym, bo mam tylu ludzi, którym ufam” – powiedział niedawno Leszek Kołakowski. Może sam fakt oporu miał decydujące znaczenie? Tak to już się dzieje, że los znienacka potrafi zaatakować nas przeróżnymi kłopotami. A od nas zależy, jak się zachowamy. Czasem może to być: „opamiętaj się”, czasem: „może czas na zmiany?”, a czasem: „próba sił”. Niekiedy potrzeba nam cierpliwości i czasu. Tak, jak z Beaujolais Nouveau. Niedawno Pan Józek wyciągnął butelkę listopadową do spróbowania, aby uczcić spokój ducha. Pół roku temu, w owym dniu, wziąłem udział w ogólnoświatowym próżniactwie i „zmęczyłem” jedną lampkę. Teraz, cóż mamy przed sobą?: na ściankach kieliszka pojawiły się dodatkowe fioletowe refleksy – czyli z bardzo młodego stało się młodym, zapach – nie przeszkadza, smak – bardziej stonowany. Szkoda, że się spieszę… Spieszę się też opisać pokrzepiającą historię pomysłu na zdobycie miśków: jedenastoletni syn znajomego dowiedział się pewnego razu, że w sklepie jest promocja. Jeśli nazbiera 90 kapsli, otrzyma komplet czterech miśków muzykantów. Ale, po pierwsze będzie to trwało wieki, po drugie nie ma tyle kasy. Wpadł na pomysł! Pożyczył pieniądze od taty i dziadka, dorzucił trochę swoich i kupił całą skrzynkę coli. Potem chodził po osiedlu i sprzedawał po 10 groszy taniej, ale bez kapsla i zabierał butelkę. Butelkę zwracał do sklepu za 15 groszy, więc był 5 groszy do przodu. Po czterech dniach miał wymarzone miśki oraz 4,50 w kieszeni. Później Rodzina Miśków powiększyła się – powtórzył to jeszcze ze dwa razy… Dzisiaj nasz jedenastolatek ma kilka lat więcej, ale na brak pomysłów jak radzić sobie w trudnych sytuacjach nie narzeka. Zadziwia też zapałem, z jakim zdąża do celu.
…i pytasz mnie drogi przyjacielu, skąd masz wziąć pomysł? Nie poddawaj się. Pomyśl! Wystarczy przenieść kreskę z „ł” nad „s”…
Nietrudno domyślić się, że pan Józek nie chce ujawniania szczegółów swojej operacji z "miśkami". Musiał decydować: albo podda się, albo będzie walczyć. Wybrał to drugie. Myślał nawet, że w ostateczności zamknie lokal, ale przede wszystkim pokazał swoje zdecydowanie i odwagę. Wytrawni łowcy wśród zwierząt wiedzą, że lęk obezwładnia ofiarę i paraliżuje logiczne myślenie, ale wiedzą również, że zdecydowany na wszystko przeciwnik jest nieobliczalny i niebezpieczny i nie ulegnie ciemnej stronie Mocy…
P.S. Oczywiście Pan Józek ma naprawdę inaczej na imię.