Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas
Nadejście prawdziwej wiosny poznać po skwierczących grillach na katowickim Muchowcu. Pan Zenek z panem Zdziśkiem mięso smażą w rytm tupotu odnóży swoich pociech, które dookoła grilla zaiwaniają. Wszystko zaś ma charakter zajęć w podgrupach, bowiem wokół poszczególnych grilli tworzą się rodzinno – towarzyskie enklawy. Oprócz tego, że produkują hałas, smród i papierki po czekoladkach, stanowią wielką frajdę dla postronnego obserwatora: oto bowiem pan Zenek z garnca muchy wyławia, po czym karczek zeń wyjmuje, podczas gdy na twarzach rozłożonych wkoło na leżakach kobiet zaczyna malować się błogość. Znaczy się teren zdobyty: jeszcze tylko browary trzeba otworzyć, dziecku w łeb dla opamiętania strzelić i piknik, jak malowany!
Takie plenerowe epatowanie otoczenia zapachami własnych kulinarnych wynalazków przypomina mi scenki rodzajowe z czasów dawnych, a mianowicie takich, kiedy się jeździło pociągiem na wczasy nad morze. Zawsze jakaś cholera w największej duchocie w przedziale wyciągała z tobołka gotowane jajko i zaczynała je obierać. Pozostali pasażerowie radośnie udający się na wczasy w Juracie dzielili się na dwie grupy: tych, którzy byli do drogi przygotowani należycie i jaj sobie nagotowali, oraz tych drugich, którzy w pośpiechu zapomnieli o jajkach. Obierane jajka w przedziale działały, jak ustawione do rekordu świata domino, które przewraca się rządkiem, kiedy popchnąć pierwsze. Wystarczy, że ktoś do jajka się zabierał, a już zaczęły szeleścić zawiniątka, bo reszta zapachu nie mogła wytrzymać. No i jadło bractwo jajka podróżne ku uciesze swojej i boleści zazdrośników, a pociąg przemierzał piękną krainę, ciągnąc za sobą tych jajek pamiętanie.
Dokładnie tak samo ma się rzecz z amatorami pleneru, których należy podzielić na grillujących i tych, którzy leżą obok, a zapach smażonego mięsa w nosach im wspomnienia wywołuje. Cóż może być bowiem bardziej przyjemnego, niż zapach karczku pośród traw? Co z tego, ze panu Zenkowi już dwa razy w popiół upadł, a raz na trawę, kiedy niezręcznie go na drugą stronę wywracał, trzymając równocześnie w ręce piwo? Nic to, w końcu żar z węgla bucha i wszelką zarazę zlikwiduje. Co więcej, higiena spożywania grillowanych specjałów w miejskich parkach i terenach zielonych zdaje się być bardzo tolerancyjna – nie to ważne do czego karczkowi wpaść się przydarzyło, ale jak został przygotowany. To przecież jeden z obowiązkowych tematów rozmowy. I tutaj jest szkół kilka, a większość zadziwiłaby niejednego autora książki kucharskiej. Modne jest bowiem, żeby mięso odpowiednio długo namaczać i najlepiej w czymś, co wywoła odpowiedni efekt w czasie grillowych opowieści. Tutaj zaczynają się prawdziwe rarytasy: „ 24 godziny w piwie ze szczyptą bazyli” – zachwala swój wyrób grillowy pan Zenek panu Zdziśkowi. „36 godzin w winie, ale przedtem odpowiednio czosnkiem natarłem” – odparowuje Zdzisiek, żeby nie było, że sroce spod ogona wypadł. I tak toczy się ten słowny bój na to, jak lepiej sobie i grillowi kulinarnie dogodzić. Żony wytaczają na słońce swe wszelkie wdzięki, dzieciaki upaprane czekoladą wciąż ósemki wokół leżaków robią, a słoneczko mile z nieba przygrzewa.
Wszystko, co dobre dobiega końca: Zdzisiek, morda ty moja, z Zenkiem, cwaniaku jeden, są już po piątym browarze, dzieci dogorywają na trawie w papierkami po czekoladkach przyklejonymi do czoła, a niewiasty z kiełbasami w spoconych dłoniach gratulują mężom tak udanego pikniku. W końcu towarzystwo zbiera się, by zdążyć zobaczyć jak Szczuka Kazimiera zasepleni teleturniejowiczów w telewizorze, a na placu niedawnego boju zostaje pobojowisko.
Znowu coś zapożyczyliśmy od Amerykanów i znowu bezmyślnie zrobiliśmy to po swojemu, bo przecież słynne barbeque odbywać się winno we własnych ogrodzie, który… samemu należy posprzątać. Dlatego też wolę grilla w prywatnym lub restauracyjnym ogrodzie, gdzie intymność z rozsądkiem łatwo pogodzić. Gdzie zapach przygotowywanych potraw nie wywołuje ślinotoku wśród biegających po łące psów i ich beztroskich właścicieli. Gdzie w końcu można cieszyć się z natury, jednocześnie jej krzywdy nie czyniąc. Czego sobie i Państwu wraz z rozpoczęciem sezonu grillowego życzę.