Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas
Wyobraźmy sobie taką oto rozmowę pomiędzy głodnym klientem, a rozkładającym bezradnie ręce właścicielem: – Czynne? Bo się tu umówiłem. – Tak, zapraszamy! – odpowiada radośnie restaurator. – A można tu płacić kartą? – Niestety – równie radośnie odpowiada właściciel.
– To do widzenia – rezygnuje z obiadu klient lekko wkurzony, że umówił się w takim miejscu, bo teraz będzie musiał dzwonić i przepraszać tego, z którym się umówił i szybko wymyślić jakieś inne miejsce na spotkanie. – No zaraz, tak pan po prostu wyjdzie? – nie może się nadziwić właściciel knajpy, a uśmiech mu zamiera na ustach. – Tak, wyjdę, bo przecież nie da mi pan obiadu na kredyt!
Mamy tutaj dwie przeciwstawne postawy. Klient myślał, że jest w Europie i się zdziwił. Właściciel zaś myślał, że postęp nie zobowiązuje i też się zdziwił. Myślicie, że zmyśliłem ten początkowy dialog? Nic bardziej mylnego – to dokładny zapis mojej rozmowy z właścicielką jednej z katowickich restauracji z zeszłego piątku. Byłem tak naiwny, że umówiłem się tam w tzw. biznesach, chcąc przy okazji pochwalić się restauracją, w której można zjeść naprawdę nieźle, po domowemu i nie drogo. Niestety, gdyby nie ostatnie zaskórniaki w portfelu, zamiast domowego żarcia zostałaby kupa wstydu i konieczność poszukiwania czegoś w zastępstwie.
Już się domyślam oburzenia restauratorów czytających niniejszy tekst. Powiedzą zaraz, że w 90% katowickich restauracji można płacić kartą i to już od dawna, więc w kwestii nowoczesności niczego nie można nam tutaj ogólnie zarzucić. No cóż, drodzy Państwo, nowoczesność to nie tylko dostosowanie się do potrzeb klienta wtedy, kiedy już zrobiła to większość konkurencji. Nowoczesność to odpowiadanie na potrzeby rynku, by być w czołówce, a nie na samym końcu. No i niech mi teraz ci sami zadowoleni z siebie restauratorzy z ręką na sercu przyznają, w której katowickiej restauracji można otworzyć laptopa, by bezprzewodowo i za darmochę podpiąć się do Internetu? W której można zarezerwować stolik on-line? To przecież tak niewiele, a jakie ułatwienie życia?
Osobiście udało mi się namierzyć dwie restauracje w Katowicach z bezprzewodową siecią – reszta pozostała w technologicznym średniowieczu. Chyba, że za szczyt technologii uznamy dotykowy płaski monitor, na którym zlicza się klientowi wszystko, co wchłonął podczas swojej wizyty. Z drugiej strony na taki monitor też trzeba uważać. Kupili sobie takie cudo w wegetariańskim Złotym Ośle i efekt jest taki, że panna za ladą wstukuje zamówienie w ekran, drukuje karteczkę, z którą należy iść do innej panny w celu uregulowania rachunku. Tym samym czas składania zamówienia w tej knajpie wydłużył się już do rozmiarów, przy których wybranie się tam na „szybki” obiad zaczyna się przeradzać w co najmniej godzinną wycieczkę! To się nazywa dopiero nowoczesność!
Ostatnie badania Internetu w Polsce podają zaskakującą liczbę 9,2 milionów ludzi stale korzystających z sieci. Jeśli odliczyć niemowlęta i sędziwych staruszków można śmiało przyjąć, że co trzeci klient restauracji stale korzysta z Internetu. Co więcej, za chwilę pozbędziecie się palaczy – bo ustawa skutecznie ich od restauracji, czyli miejsc publicznych, odstraszy. Czyż zatem Internauta nie zaczyna być coraz bardziej łakomym kąskiem? Tylko jak go przyciągnąć? No właśnie: dać mu możliwość dotarcia przez sieć, ale również z niej skorzystania w środku. Oczywiście, każde działanie, a więc i to, niesie za sobą trochę ryzyka – można mu przecież wylać sok malinowy na klawiaturę, albo – co być może jest dużo bardziej niebezpieczne – narazić się na to, że gość napisze złośliwy komentarz z danej restauracji od razu, siedząc w jej środku.
Niestety, technologiczny progres cywilizacji jest nieuchronny. Zatem drodzy restauratorzy, czy wam się to podoba, czy też nie – my klienci, mamy w ręku odbezpieczony Internet i nie zawahamy się go użyć!