Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski
Prezydent portugalskiego miasta Oeiras, będąc gościem lisbońskiej restauracji „Exekutiv”, otrzymał na obiad barszcz z uszkami. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, ale w tym kraju zupą z buraków częstuje się więźniów. Okazało się, ze pan prezydent skonsumował ją z wielką przyjemnością. Trudno żeby było inaczej, gdyż barszczyk był dziełem najlepszego kucharza w Portugalii. Ciekawe, że ów kucharz jest absolwentem szkoły spożywczej w Sulejówku…
Do niewielkiej miejscowości w Polsce – gdzieś na drugim końcu Europy – przyjeżdżają szkolić się Portugalczycy? Szkoła wyspecjalizowała się w portugalskiej kuchni? Nie. Póki co, jeszcze nie. Droga prowadzi w odwrotnym kierunku. Osobą, która tak oczarowała portugalskie podniebienia jest nasz rodak, Tomasz Bazyl, zwycięzca konkursu na kucharskiego mistrza Portugalii.
Zupełnie przypadkowo wpadł mi w ręce majowy numer „Poradnika domowego”. Otworzyłem go na chybił – trafił, na artykule Małgorzaty Szamockiej „Portugalia to moja druga ojczyzna”. Tekst o sukcesie Tomasza Bazyla na tyle mnie ujął, że postanowiłem się tym podzielić.
Po pierwsze – podjęcie decyzji o wyjeździe do pracy w polskiej ambasadzie, w Lisbonie. Poważną barierą mógł być brak znajomości jakiegokolwiek języka obcego. Dla pana Tomasza silniejsza była „szansa poznania innej kultury stołu” – jak to ładnie ujął. Dostrzegł korzyści, a nie skupiał się na przeszkodach. Jakże często bywa na opak.
Po drugie – przejście przez kolejne stopnie wtajemniczenia. Od zwykłego kucharza w ambasadzie do szefa kuchni ekskluzywnej restauracji. Taki awans wypracował sobie w ciągu 10 lat. Konsekwencja i cierpliwość – niezbyt lubiane wśród pędzących nie wiadomo dokąd roszczeniowych karierowiczów.
Po trzecie – poszukiwanie nowych rozwiązań. „Staram się wplatać do swoich potraw polskie akcenty” – wyjaśnia Tomasz Bazyl. Odważnie serwuje: a to barszcz z uszkami, pikle warzywne (zupełnie nie znane w Portugalii), czy też polską babę na deser po typowym portugalskim daniu (to właśnie oryginalne połączenie dało mu zaszczytny tytuł w konkursie, o czym głośno rozpisywała się potem prasa). Wprowadzać zmiany i robić coś nieszablonowo, jak widać – dobra recepta na sukces.
Po czwarte – robienie tego, co się lubi. Nie ma najmniejszej wątpliwości, czytając tę historię, że mistrz Bazyl nie tylko zna się na swoim fachu, ale też autentycznie lubi to robić. Tylko mu pozazdrościć. I dalej trzymać się kurczowo swojej znienawidzonej pracy.
Po piąte – znalezienie największego skarbu. Znaleźć się gdzieś, w dalekim świecie i pokochać to miejsce, a na dodatek znaleźć tam i pokochać swoją „drugą połowę”. I tak też się stało – żona pana Tomasza, Anna, jest Portugalką. I chociaż w miłości bariera językowa naprawdę nigdy nie jest problemem – tutaj dawno już znikła.