Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas
Alkohol w trakcie organizacji imprezy niekoniecznie musi stanowić problem. Po pierwsze przyjmijmy założenie, że większość ludzi uważa się za ekspertów w dziedzinie napojów wyskokowych. Jak się zazwyczaj okazuje: bezpodstawnie. To jednak dla organizatora imprezy ważna konstatacja, bowiem "eksperckie" gusta najtrudniej zaspokoić.
Pamiętam moją rozmowę z pewnym bardzo ważnym prezesem bardzo ważnej firmy, który oznajmił wprost: "wino za 25 zł nie może być dobre". Znaczyło to, że wino w tej cenie podane na bankiecie jego zdaniem będzie ujmą dla całej imprezy. Co więcej, pan prezes uznał, że może lepiej zamówić wino w hotelu, w którym bankiet był organizowany, bo to już na pewno nie będzie "obciachem". No cóż, w tymże hotelu najatńsze wino kosztowało 90 zł. Dodam tylko, że hotel od dystrybutora kupował je za 15 zł…
Drugie niezbędne założenie – alkoholu nie może być za dużo… Za mało, niestety, również nie! I tu się pojawia problem – nic nie jest bowiem w stanie tak popsuć imprezy, jak pewne zdarzenie, o którym opowiadał mi zaprzyjaźniony PR-owiec. Pewien prezes pod koniec bankietu z okazji otwarcia fabryki, wreszcie dopadł prezydenta miasta, by po długich staraniach zbratać się na okoliczność przyszłej współpracy i to zbratanie przypieczętować szklaneczką whisky. I kiedy stali tak przyjaźnie objęci oczekując na zamówioną szklaneczkę whisky kelnerka z firmy cateringowej przyniosła… puste szkło. – Zamawiał pan szklaneczkę? – No tak – odparł zdziwiony prezes – ale whisky. – No, ale whisky już nie ma – dopowiedziała kelnereczka, obróciwszy się na pięcie. Obciach, że strach, prawda?
A zatem bądźmy przygotowani i wynegocjujmy z firmą ceteringową, by przywiozła więcej alkoholu, niż zamówiliśmy. Nie zabraknie – to dobrze. A jak zabraknie, to będzie, jak znalazł.
A zatem bądźmy przygotowani i wynegocjujmy z firmą ceteringową, by przywiozła więcej alkoholu, niż zamówiliśmy. Nie zabraknie – to dobrze. A jak zabraknie, to będzie, jak znalazł.
I teraz trzecie założenie: lepiej zaproponować własny, sprawdzony alkohol, niż ten wciskany nam przez firmę cateringową lub hotel. Marżę na alkoholu w obydwu tych przypadkach bywają dramatyczne. Pamiętam ofertę jednej z firm, w której, obrzydliwe swoją drogą, wino Cambras kosztowało 45 zł. Jak powszechnie wiadomo, wino to kosztuje w hipermarkecie około 8 zł.
Oczywiście i firma i hotel będą kręciły nosem na naszą propozycję, bo pozbawiamy ich w ten sposób części zysków, ale i na to jest rada. Chodzi mianowicie o tzw. "korkowe", czyli prowizję firmy cateringowej lub hotelu od każdej otwartej na imprezie butelki. Tutaj stawki są ruchome. Kiedyś w bardzo eleganckim hotelu wynegocjowałem 10 zł. To i tak się opłaca – bo podajemy alkohol dobrej jakości, a nie przymusowe wino z hotelu.
Oczywiście i firma i hotel będą kręciły nosem na naszą propozycję, bo pozbawiamy ich w ten sposób części zysków, ale i na to jest rada. Chodzi mianowicie o tzw. "korkowe", czyli prowizję firmy cateringowej lub hotelu od każdej otwartej na imprezie butelki. Tutaj stawki są ruchome. Kiedyś w bardzo eleganckim hotelu wynegocjowałem 10 zł. To i tak się opłaca – bo podajemy alkohol dobrej jakości, a nie przymusowe wino z hotelu.