Moja żona oświadczyła ostatnio, że chciałaby odmiany kulinarnej. Restauracje za drogie, w domu wciąż to samo, nie ma czasu gotować i tym podobne. Koniec końców, jak ją przycisnąłem, wyszło szydło z worka! Ona chce do klubu kolacyjnego…

Słyszeliście w ogóle o tych „klubach kolacyjnych“? Ja nie! Dopiero sobie wygooglałem i dowiedziałem się, że to coraz bardziej popularna w Polsce zabawa związana z gotowaniem. A skąd w ogóle się to wzięło u licha? Z Włoch.

Idea powstała tam na przełomie XX i XXI wieku i chodziło o zorganizowanie sobie tzw. nielegalnych restauracji. Powód? Włosi jedzą przede wszystkim, albo bardzo często, na mieście, a ceny dyktowane przez rynek były wtedy bardzo wysokie. Jako substytut wymyślono więc tzw. „supper clubs“ czyli po naszemu „kluby kolacyjne“.

1417108_76917003 (1)

Pomysł ten tak się przyjął, że od lat z powodzeniem kluby te istnieją w np. Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemczech. Od kilku lat można je znaleźć również w Polsce, głównie w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu.

Obejrzałem nawet materiał w telewizji śniadaniowej!

Ilość miejsc, w zależności od klubu, wynosi od 12 do 20, ponieważ najczęściej goście zapraszani są do domów właścicieli. Zdarza się również, że chętni wynajmują na jeden dzień jakiś lokal. Uczestnicy nie są profesjonalnymi kucharzami, ale mają wspólną pasję, jaką jest gotowanie. Organizator kilka dni przed spotkaniem, udostępnia menu wraz z ceną. Te wahają się od 60-160 zł ( w zależności od tego, czy wliczony jest w nią alkohol). Menu zawsze jest bardzo wyszukane, dlatego nie ma mowy o tym, by wcześniej jadło się jakąś potrawę w takiej postaci. Poza posiłkiem, ideą takich klubów jest poznawanie nowych ludzi, zawieranie kulinarnych przyjaźni, wymienianie się kulinarnymi doświadczeniami, polecanie restauracji itp.

Kurcze, wszystko fajnie, brzmi świetnie, ale na Śląsku nie słyszałem o takim wynalazku. A ktoś z Was słyszał?  Chciałbym żonę zaskoczyć. No chyba, że sam zorganizuję i będę kulinarnym trendsetterem, zdobędę szacun od żony… Tylko czy to ma być u mnie w domu? Mam sporo pytań, muszę sporządzić plan, żeby wiedzieć jak się do tego zabrać.

Jak macie propozycje, to piszcie i ratujcie mój męski tyłek!

fot. sxc.hu