Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Jedliście kiedyś bonsai? Próbowaliście chociaż? A może przeszło komuś przez głowę by przekonać się jak smakuje? Nie? No właśnie! Gdybyście słyszeli o jakimś smakoszu bonsai lub potrawie w której zostało wykorzystane, to proszę dać mi znać.

Skąd moje zainteresowanie? Dostałem niedawno drzewko bonsai na urodziny i postanowiłem je zjeść. Przyjrzałem się mu dłużej i stwierdziłem, że tak apetycznej rośliny nigdy nie widziałem. Te listki przywodzące na myśl maleńkie porcje chateaubriand – pachnące, soczyste – można by je nanizać po kilka na wykałaczkę, potem przytrzymywać w ustach i przytulać do kubków smakowych, a one w tajemniczy sposób rosłyby delikatnie i rozpuszczały się na języku. Ich sięgający granic niemożliwości posmak, przenikałby powoli do neuronów magazynujących te wrażenia na wieczność i jeszcze jeden dzień dłużej…

Kiedy wszystkie listki zniknęłyby już, pozostałe pędy i gałązki schrupałbym niespiesznie ze słodkim octem balsamicznym. Soki napełniłyby moje jestestwo esencją życia, radością porównywalną tylko z szaloną ekstazą prezydenckiego komitetu wyborczego słuchającego właśnie oficjalnych wyników obwieszczających zwycięstwo ich kandydata. A uniesienie to spowodowałoby moją wielominutową lewitację…

Wystający z ziemi pień, to nic innego, tylko najlepsza na świecie, doskonała, krucha jak noworoczne postanowienia – śląska rolada. Plasterek po plasterku potęgowałaby moją dziką rozkosz…

Korzeni już bym nie jadł, już czułbym się skończony i nasycony w swoim spełnieniu. No może jeden mały kawałek – zaryzykowałbym utratę przytomności, a nawet postradanie zmysłów – co mi tam! A tą cudowną resztą, substancją idealną, przepełnioną kosmicznym absolutem – podzieliłbym się z ludzkością całej Ziemi, a zwłaszcza z wszystkimi zagubionymi, samotnymi, cierpiącymi z powodu nieszczęśliwej miłości i niestrawności żołądka…

Nie wiem tylko, jak długo musiałbym czekać na taką ucztę, wszak drzewko bonsai może rosnąć, jak dowiedziałem się od „przyjaciół bonsai”, nawet kilkaset lat!?…
Może nawet z tym czasem jakoś bym sobie poradził, gdyby nie dołączona ulotka z instrukcją obsługi, której tekst wstrząsnął moimi oczami. Dowiedziałem się z niej, że „jest to roślina ozdobna, nie do konsumpcji”…

Jakie szczęście, że to przeczytałem. Jak to dobrze, że ktoś przewidział moje zachowanie. Ciekawe ile jeszcze osób pomyślałoby tak, jak ja? Może ten Amerykanin sądzący, że USA graniczy z Włochami, tegoroczny maturzysta piszący, że „Mickiewicz umarł zanim jeszcze napisał Dziady”, albo przenikliwy psycholog dziecięcy, który rozszyfrował preferencje seksualne jednego z Teletubisiów?…