Autorem wpisu jest: Alicja Jeżewska

Na trasie Warszawa – Wrocław  niedaleko Oleśnicy – w Cieślach powstał jakiś czas temu nowy lokal o nazwie „Amber”. Miałam okazję przypatrywać się procesowi tworzenia go, a później dekorowania terenu wokół restauracji.

Od początku wyglądał miło, dlatego postanowiłam przekonać się, jak jest w środku. Zaparkowałam swoje skromne auto wśród pięknych błyszczących Audi i Mercedesów. Pomyślałam, nie wiem dlaczego, że być może w lokalu tym bywają ludzie reprezentujący tzw. „pewien poziom”.

W progu powitał mnie sympatyczny kelner, który wskazał stolik, podał jadłospis i poszedł. Wybór dań i napojów okazał się bogaty. Ceny wysokie, więc uznałam, że do obserwacji lokalu wystarczy mi herbata. Zamknęłam kartę dań i wydawało mi się, że za chwilę pojawi się ów kelner. Byłam w błędzie. Czekałam, czekałam…. Tymczasem towarzystwo przy sąsiednich stołach piło kolejną butelkę jakiegoś alkoholu i zachowywało się coraz bardziej hałaśliwie. Coraz częściej słyszałam wulgarne słownictwo, jakim posługiwali się panowie w eleganckich garniturach. Najczęściej zresztą stosowali je wobec rozmówców telefonicznych – bo niemal każdy rozmawiał przez telefon komórkowy, nie zważając na resztę towarzystwa.
Minęło 15 minut – kelner się nie pokazywał… Celowo go nie wołałam – chciałam sprawdzić po jakim czasie się pojawi i jak się zachowa.

Nie sprawdziłam… Gdy to lepsze i ważniejsze towarzystwo zasnuło dymem papierosowym wnętrze lokalu, a słowa dochodzące do mych uszu były coraz mniej przyjemne, wyszłam.

Niesmak pozostał mi do dziś. A przecież wiadomo, że piękne opakowanie nie świadczy o zawartości…  Nie powinnam więc chyba być rozczarowana?

P.S. Zdjęcie pochodzi ze strony internetowej… jakoś odechciało mi się nawet fotografować.