Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Są sąsiadami, a tak się różnią. Odmienność to kolory. Biały – Alzacja, czerwony – Burgundia. Winiarsko – Francja jak się patrzy! …A raczej: jak się pije. Właśnie te dwa znaczące regiony gościły pewnego październikowego wieczora w naszych kieliszkach. Kosztowaliśmy wina nietuzinkowe, wymagające. Oj, było w czym rozsmakowywać się…

Winnice "oparte" o Wogezy, czyli krainę białych win z Alzacji, reprezentował Jean-Claude Rieflé. Kontynuator 400-letnich tradycji Domaine RIEFLÉ. Ze swadą i znawstwem opowiadał o rodzinie, odpowiedzialności i radości jaką daje robienie wina. "Czterysta roczników" – jest się czym poszczycić! Właśnie w te zbiory, syn, z którym przyjechał, po raz pierwszy pracował nad "swoim" winem. Poznaliśmy kolejno:
1. Gewurztraminer 2007 – uderzyło intensywnym, charakterystycznym zapachem owocu liczi (albo róży, jak kto woli), kwiatu jaśminu, kminku. Zdecydowane w nosie, a w ustach łagodne, przyjemne, z lekką nutą słodyczy, kwasowości, minerału, okrągłe, średnio długie. Można pić zarówno samo, jak i do posiłku. Komponuje się do każdej kuchni, w polskiej np. do kaczki z jabłkiem czy pieczeni wieprzowej z ziołami.
2. Gewurztraminer 2005 Grand Cru – o bardziej ciemnej barwie, a w aromacie miód, kwiaty akacji, owoce kandyzowane. Miło lgnie do języka, delikatnie słodkie z przyjemnie rozgrzewającym alkoholem, trochę ziemiste, z długo trzymającą, charakterystyczną goryczką w końcówce (piernik na podniebieniu). Jak je określił Jean-Claude: wino medytacyjne…
3. Riesling 2004 Grand Cru – według mnie powinien być pierwszy, bo trudno było przestawić się z kwiatowo-ziołowo-słodkich doznań na coś z "innej bajki". Na pierwszy plan wysuwała się nuta petrolowa i mocna mineralność, dalej wyczuwalna w ustach jako krzemień. Świetnie zrównoważona kwasowość z goryczą. Trunek, jak się dowiedzieliśmy, polecany dla "kobiet, które mają władzę". Riesling, to serce Alzacji. Dobry do gotowanych ryb w sosie śmietankowym, ryb wędzonych lub np. do naszych pierogów.

Trunki Patricka Clergeta, jak i jego samego, miałem okazję już poznać wcześniej. Ciekawie więc było zweryfikować wrażenia po jakimś czasie i zobaczyć jak wina ewoluują. Burgundia jest dla smakoszy wyzwaniem. Wymaga trochę obycia, okrzepnięcia w winnych degustacjach. "Burgundy" w tej kwestii stawiają poprzeczkę dość wysoko. Domagający się szczególnej troski Pinot Noir może zagrać anielskie symfonie w duszy lub zrazić do siebie mniej cierpliwych raz na zawsze. Mieliśmy okazję degustować:
4. Hautes-Cotes de Nuits 2005 – niezbyt głęboka czerwień o aromatach czerwonych owoców z delikatną korzennością. W ustach dość wyraźne, mocne, garbnikowe. Lepsze w niższej temperaturze (15-16st.C). Do smażonych mięs, polędwicy. Widać, że z wiekiem nabiera ciekawego charakteru.
5. Mercurey 2005 – pierwszy kontakt z nosem, to beczka, potem przyjemnie czuć czerwone owoce, wiśnię i czarną porzeczkę. Miękkie, eleganckie, bardziej skoncentrowane, przyjemnie ściągające jamę ustną, bardzo dobrze zrównoważone. Będzie pasowało z mięsami w zawiesistych sosach i miękkimi serami typu camembert, brie.
6. Aloxe-Corton 2004 – głębsza, rubinowa czerwień otwiera się delikatną, przyjemną beczkową wanilią, dojrzałą już wiśnią, odrobiną tytoniu i karmelu. W ustach zdecydowane, wyważone taniny, okrągłe i długie. Chce się przed przełknięciem jeszcze chwilę dłużej przytrzymać. Z czasem szlachetnieje coraz bardziej, a jeszcze ma potencjał do leżakowania. Komponuje z dziczyzną i mocniejszymi serami.

Był to wieczór win ciekawych, wyszukanych, z klasą. Co wcale nie przeszkadzało w przyjemnym ich piciu, a wręcz przeciwnie. Do tego Patrick i Jean-Claude wspaniale o nich opowiadający, ciekawie i prosto. Kosztować wino w towarzystwie jego twórcy, to wyjątkowa okazja i dodatkowy walor!

Degustacja odbyła się w winiarni "Burgundia" w Katowicach, 21 października 2009 roku, z francuskiego tłumaczyła (z niepowtarzalnym wdziękiem!) Danuta Opalińska.

Foto: DM, MJ