Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Kelnerki w bikini? Na Śląsku? Nowa knajpka na obrzeżach Katowic. Ceny normalne, wystrój regionalny, z głośników słychać śląskie piosenki. Jest krupniok, modro kapusta i rolada. Dziewczyny urodziwe, nie mają czego się wstydzić, a do tego sympatyczne. Chyba nic nie zjem z wrażenia.  Nasze partnerki są bardziej spostrzegawcze – znalazły u jednej jakieś małe rozstępy na udzie.  Blondynka z grubym warkoczem podaje tyskie z beczki, godo po naszemu… Pojawia się właściciel, pyta o odczucia, zaprasza do ponownych odwiedzin. Fakt, takie kołyszące się dookoła bikini trochę rozprasza, ale widzę aprobatę, zwłaszcza w męskich spojrzeniach.

Drugi lokal to znana restauracja. Dobre miejsce, stosunkowo drogo, ale odpowiednich klientów nigdy tu nie brakuje. Mam wrażenie, że kelnerzy zaraz na wejściu oceniają grubość portfela i do tego potem dopasowują poziom swojej uprzejmości. Osoby wyglądające przeciętnie mają szansę doświadczyć ich wyniosłej godności. Na początku działalności obsługa zdawała się być bardziej starająca dla wszystkich. Widać, teraz już nie muszą… Pomyłka w rachunku (na moją niekorzyść) jakoś nie zdziwiła, a i kelner specjalnie nie przepraszał.

W lokalu numer trzy czas się zatrzymał. Panuje tu swojska bylejakość. Lepiej sprawdzić, czy piwo jest w czystym kuflu. Nowe twarze muszą liczyć się z nieufnością – jeśli szukasz silnych wrażeń, to dobrze trafiłeś! Ostra wymiana zdań przy użyciu słów skrupulatnie omijanych przez słowniki poprawnej polszczyzny to nawet nie powszedniość, to konieczność udanej komunikacji. Nie zamawiamy wina, bo go nie ma. Za to wszędzie czuć piwo.  Oświetlenie dyskretne, przysłonięte efektem spalania tytoniu. Zastanawiam się, czy właściciel nie inwestuje tu, bo nie ma pieniędzy, czy nie ma pieniędzy, bo nie inwestuje…

Pierwsza knajpka to fikcja, dwie pozostałe, niestety, nie. Na szczęście dla nas wybór jest duży i stale rośnie. Do ulubionego lokalu jesteśmy w stanie przejechać wiele kilometrów. Z reguły mamy kilka takich, gdzie czujemy się dobrze. Odwiedzamy więc ciągle te same. Nie widzimy potrzeby poszukiwania nowych, lepsze stare, sprawdzone…

Ktoś pyta: a ty gdzie pracujesz? – tu pada nazwa – To super! – Dla mnie n i e…  Lubimy biadolić na swoją pracę. Szef głupek, podwładni leniwi, wszyscy plotkują. Jedyna radość, gdy komuś podwinie się noga. Sami obłudnicy i zawistnicy. Życzliwość? Szczerość? Mrzonka. Do tego jeszcze mało płacą. To czemu tu siedzisz w tym stresie? Dlaczego nie zmienisz pracy? A tak, bo przecież wszędzie tak samo…
Przerwa na kawę – krąg koleżanek licytuje się, która ma gorszego męża. Chwalą się jakie ich małżeństwa są nieudane, a one biedne. Jakie straszne jest życie z takim chamem i tyranem. A jaki fatalny jest w łóżku! Po prostu – kupa nieszczęścia. Tylko pozazdrościć…

Z lokalami jest prościej. Nie podoba się – w tył zwrot. Klient płaci, klient wymaga. Tutaj możemy być asertywni, poszarogęsić się i porządzić. Dziękujemy, zmieniamy lokal. A co ze zmianą życia?… Żeby coś zmienić, trzeba coś zmienić!