Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas

Swego czasu zaprosiłem do firmy pewną Bardzo Ważną Osobę. Usiadła, przyjaźnie zagaiła rozmowę, po czym równie  przyjaźnie zwróciła mi uwagę, że wszystko super, z wyjątkiem jednego małego drobiazgu. Podczas jej krótkiego wywodu stawało się coraz bardziej jasne gdzie i jaką gafę popełniłem. Okazało się bowiem, że poczęstowanie Bardzo Ważnej Osoby kawą rozpuszczalną było uchybieniem o prostej konsekwencji: następne spotkanie musiało się już odbyć w kawiarni, bo… no właśnie… Zastanówmy się cóż takiego się stało?

Jest kilka rodzajów kaw: te pite w biegu i zagryzane kromką z serem, gdyż wstaliśmy zbyt późno, by zdążyć gdziekolwiek. Ten rodzaj kawy nie musi smakować, ma tylko i wyłącznie jedno zadanie: jak najszybciej nas obudzić i postawić na nogi. Kolejny rodzaj to kawa w plastikowym kubku w Warsie, w poczekalni, czy z automatu na korytarzu wyższej uczelni. Pijemy ją również nie dla smaku – ale żeby przetrwać, czegokolwiek to przetrwanie miałoby dotyczyć: nudnej podróży, stresu przed wizytą u lekarza (a nuż powie, że pozostało nam tylko kilka dni życia), czy w wreszcie, doczekania końca zajęć z wykładowcą o polocie rzeżuchy, który kolejny wykład poświęci opowiadaniu jaki jest wielki. Wreszcie trzeci – ostatni już rodzaj kawy to ten, na którą się z kimś umawiamy, która ma wypełnić aromatem całe pomieszczenie i doprowadzić do ekstazy kubki smakowe. To kawa, która nie musi wypełniać czasu, nie musi podnosić ciśnienia, nie musi pomagać przetrwać. Ma smakować. Ma u osoby, której tę kawę zaproponowaliśmy, obudzić silną potrzebę skosztowania jej po raz wtóry. I ten trzeci rodzaj kawy to również swojego rodzaju kod. Tak jak w przypadku dress code`u – kiedy idąc na ważne spotkanie ubieramy się w sposób mający wzbudzić szacunek do nas samych, ale i okazać go temu, z kim się spotykamy – kawa staje się takiego wrażenia ważnym konstruktorem.

To tak jak z piękną sekretarką (wiem, że to szowinistyczne podejście, ale wciąż działa). Wielokrotnie słyszałem, jak różnego autoramentu prezesi rozpoznawali firmy swoich kontrahentów głównie dzięki zapamiętaniu urody pracowniczek: „Wiesz, to tam, gdzie jest ta prześliczna brunetka!” Coraz zaś częściej słyszę:  „To gdzie się spotkamy?” – „Może w firmie X, gdzie dają tę doskonałą kawę” (tu pozdrawiam pewną tyską firmę). A zatem kawa może również być znakiem rozpoznawczym, może wpływać na chęć organizacji spotkania w danym miejscu i może też, niestety, tę chęć obniżać. Niedawno pewien mój znajomy, znany powszechnie z tego, że wydanie jednej złotówki spędza mu sen z powiek, długo nie chciał uwierzyć, że podawana w trakcie biznesowych spotkań kawa może mieć takie znaczenie. Zmienił zdanie, kiedy jeden z klientów firmy zwrócił mu na to uwagę.

To przykre, ale prawdziwe – podanie dzisiaj kawy rozpuszczalnej jest obciachem większym, niż przyjście na spotkanie w kąpielówkach. I nawet, kiedy irytuje nas czyjś bezpośredni protest – jak kiedyś mnie poirytowała zuchwałość Bardzo Ważnej Osoby – wkrótce przekonamy się, że to w końcu dla naszego dobra.