Autorem wpisu jest: Brzuchomówca

Restauracja "Szara" jest brązowa. Taki kolor ma wnętrze i chwała Bogu, bo szarość ścian i sprzętów jest dobra do zakładu pogrzebowego, gdzie się raczej nie jada. W "Szarej" się jada i to nieźle.

Zanim się jednak otrzyma jedzenie trzeba zdobyć zainteresowanie kelnerki, a to niełatwe. Zwłaszcza kiedy jest ponure, sobotnie południe polskiej zimy 2006 roku, a klient zasiadający przy stoliku ubrany jest w sweter. "Szara" mieści się bowiem w sercu krakowskiego Rynku, niemal w bocznej nawie Kościoła Mariackiego i wchodzenie tam w swetrze – mimo weekendowych kanonów savoir vivru – jest obrazobórcze. Do "Szarej" można wejść w smokingu z błękitną szarfą orderu Polonia Restituta, ewentualnie w białej sukmanie przyozdobionej czapką z pawimi piórami, ale nie w swetrze. Na sweter kelnerka patrzy z absolutnym przekonaniem, że zawartość swetra nic nie zamówi, albo dostanie wylewu po lekturze cen w menu.

Mimo to udaje się zamówić. Żona (w swetrze) otrzymuje od kelnerki sugestię spożycia połowy sałatki. Nie wiadomo o co chodzi: Aluzję do figury? Czy szczupłości portfela męża? (w swetrze). Sugestia zostaje więc odrzucona, ale wątpliwości znikają kiedy na stole pojawia się sałatka w okazałej porcelanowej umywalce, a ilość zgromadzonych w niej krewetek, sałat, pomidorów, wędzonych łososiów i jaj na twardo – śmiało wystarczyłaby na obfite śniadanie dla uczestników insurekcji kościuszkowskiej, zgromadzonych kiedyś na krakowskim Rynku po to, aby dziś w "Szarej" nie było blinów, samowaru i faktur VAT wystawianych w rublach.

Mąż – piszący te słowa – zamówił kotlety jagnięce. Cudowne, soczyste, o smaku, którego nie sposób opisać, bo nie udało się do niego dotrzeć: Mimo finezyjnej, ażurowej piramidy jagnięcych kostek (kucharz z pewnością studiuje wieczorowo architekturę) – z ilości przyrośniętego do nich mięsa nie dało by się sklecić satysfakcjonującego steku dla anorektycznego krasnoludka. Mąż chciał coś powiedzieć o zrobieniu na szaro, ale został spiorunowany przez żonę zanurzoną w umywalce z sałatami. Zamilkł więc i uniósł głodny wzrok ku wieżom Kościoła Mariackiego stojącego za oknem "Szarej" w odległości trzech połączonych widelców. W końcu je się oczami.

Restauracja "Szara", Kraków, Rynek Główny 6