Autorem wpisu jest: Dorota Mrówka

Żyjemy coraz szybciej – konstruujemy coraz szybsze samochody i samoloty, korzystamy z poczty elektronicznej, telefonów komórkowych, wymyślamy rzeczy, dzięki którym będziemy mogli zaoszczędzić nieco czasu. I co? I jesteśmy jeszcze bardziej zabiegani, zagonieni, nie mamy chwili dla rodziny i znajomych, zapomnieliśmy, jak się odpoczywa. Jemy byle gdzie i byle co – najczęściej pozbawione smaku dania z fast food`ów. Co gorsza, przyzwyczajamy do tego nasze dzieci urządzając im urodziny w McDonald`s, z czego jesteśmy niezwykle dumni – bo to przecież takie nowoczesne. I odbieramy dzieciom możliwość rozsmakowania się w jedzeniu, w odkrywaniu tego, co naprawdę dobre, oryginale, czym można się delektować. Co jest zdrowe i nie tuczy.

Jednym z tych, któremu nie podobał się taki stan rzeczy był włoski architekt Carlo Petrini, który prawie 20 lat temu wypowiedział wojnę wielkim koncernom spożywczym. Tak zrodził się międzynarodowy ruch Slow Food, którego celem jest m.in. wspomaganie małych, lokalnych wytwórców żywności, którzy bez pomocy nie mają szans z globalnymi organizacjami propagującymi kulturę fast foodów i standaryzację smaków. Dzisiaj organizacja skupia około 100 000 osób z 45 krajów. Członkiem stowarzyszenia może zostać każdy, komu bliskie są idee odkrywania smaków i uroków kuchni regionalnych całego świata oraz przeciwstawiania się zbyt szybkiemu życiu.

Petrini ogłosił także swój manifest, w którym pisze m.in: „Jesteśmy niewolnikami prędkości i wszyscy ulegliśmy podstępnemu wirusowi, jakim jest szybkie życie (fast life), które burzy nasze przyzwyczajenia, zakłóca naszą prywatność w domach i zmusza nas do objadania się Fast Food’ami. By być godnym swej nazwy – Homo Sapiens – musi wyzbyć się prędkości, zanim zredukuje nas ona do rzędu gatunków zagrożonych wymarciem. Odpowiednie dawkowanie pewnej zmysłowej przyjemności i powolne, długotrwałe zadowolenie mogą ochronić nas przed zaraźliwą wielością mylącą szaleństwo z wydajnością. Odkryjmy na nowo smaki i uroki kuchni regionalnej oraz uwolnijmy się spod niszczącego wpływu Fast Food’ów. Tym właśnie jest prawdziwa kultura – odkrywaniem smaku, nie jego niszczeniem”.

Największym i najbardziej znanym projektem Slow Food jest tzw. „Arka Smaku”, mająca przede wszystkim na celu skatalogowanie produktów, potraw, których istnienie jest zagrożone. Dlatego w spisie znalazły się np. włoskie violini di capra, francuskie śliwki pardigone, ser z Pirenejów produkowany z użyciem jedliny, greckie jabłka firiki, pomidory z Ligurii, a także polski oscypek. Znalezienie się na liście „Arki Smaku” to dla wielu potraw czy produktów jedyna szansa na przetrwanie. Wiąże się to nie tylko z popularyzacją towaru, ale także z promocją poszczególnych regionów oraz lokalnych wytwórni. Etykieta z napisem „The Ark of Taste” i logo Slow Food (wiele mówiący symbol ślimaka) sprawiają, że towar staje się poszukiwany i ceniony, daje bowiem gwarancję najwyższej jakości. Podobnie rzecz ma się z restauracjami – Slow Food, dla którego nadrzędną ideą jest szerzenie prawa do smaku, poleca lokale, w których można się delektować doskonałymi potrawami tradycyjnej kuchni. Ruch prężnie działa także w Polsce, można więc zgłaszać tu rodzime lokale warte uwagi. Zgłoszone restauracje, po przejściu procedury weryfikacyjnej, zostają oznaczone znakiem Ślimaka i są promowane przez Slow Food Polska.

Jak mówi stare przysłowie – śpiesz się powoli. Jedzenie w pośpiechu nie tylko nie daje żadnej przyjemności, a często jest powodem wielu problemów żołądkowych. Pochłaniamy kalorie nie bacząc na wartości odżywcze, ilość konserwantów, czy walory smakowe. A może tak usiąść na chwilę przy stole, zostawić za drzwiami chaos rzeczywistości i oddać się jednej z największych przyjemności, jakie zostały nam dane? Może warto, wzorem Francuzów, potraktować kuchnię, jak pracownię artysty, a jedzenie, jak dzieło sztuki?