Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Są momenty, że Internet przestaje już wystarczać. Pewien chłopak zaproponował po dłuższej znajomości „czatowej” dziewczynie, żeby może wreszcie spotkali się w „realu”. – Ale u mnie jest tylko „Biedronka” – stwierdziła. Niektórzy robią wypady do pubu, czy na dyskotekę, inni wykonują rajd po nocnych lokalach – wszystko po to, aby „coś poderwać” lub chociażby „zaznajomić się”. Z jakim efektem?

Hrabia Dzieduszycki spytany skąd ma takie powodzenie u kobiet, zdradził tajemnicę, że gdy pozna jakąś, to po chwili szepcze jej do ucha: „chciałbym się z panią przespać”. I co, nie dostaje pan wtedy w pysk? – Czasem nie!
Są różne metody. Spodobał mi się pomysł kabaretu (chyba Moralnego Niepokoju): ona – siedzi przy barze, on – podchodzi i mówi: wierzysz w miłość od pierwszego spojrzenia, czy mam podejść jeszcze raz? Nie wszyscy jednak jesteśmy tacy pomysłowi lub przynajmniej odważni. Jak to wygląda w rzeczywistości?

Kolory rzeczywistości bledną i dążą do szarości kiedy po iluś tam próbach znalezienia prawdziwej miłości, czy przyjaźni entuzjazm i nadzieja są na wykończeniu. Zdarzają się też potem takie sytuacje, że „jak chłopak zaprosi pannę do tańca, to nierzadko zostaje z nią na całe życie” (to z Mumio). Jakimś rozwiązaniem są tak zwane wieczorki dla samotnych serc – malutkie wysepki na bezmiarze oceanów ludzkich potrzeb. Co się stało z człowiekiem przez te trzy i pół miliona lat, że z istoty gromadnej zamienił się w nieprzystępną? Dlaczego kolejne „kosze” załamują, a nie dopingują? Rozum staje się silniejszy od instynktu samozachowawczego?

Dochodzi już do tego, że kelner, który przyjmuje zamówienie przy stoliku, stwarza taki dystans i napięcie, że klient denerwuje się, bo a nóż coś źle powie lub głupio zapyta. A przecież to zadaniem kelnera jest, aby nas, a przez to nasze portfele, rozluźnić. Jak potem taki kelner w cywilu, na dyskotece, ma poznać kogoś nowego? Skacze pionowo w jednym miejscu obok podobnych sobie samotnych kelnerów, szoferów i menagerów, a rozglądając się krytykuje w duchu ich ruchy i ubiór.
I tak samo jest wszędzie – na przystankach, chodnikach, w sklepach, a nawet w kościołach. Pracują tylko smutne, rozżalone i rozdrażnione oczy. A nie mogłoby być inaczej? Czy nie moglibyśmy poznawać się bezstresowo, naturalnie?… Cześć, jestem Józek, poszukuję pokrewnej duszy do dyskusji o wszechświecie i czarnych dziurach… Albo: organizuję ekipę do siatki… Albo: zbieram nalepki z piwa bezalkoholowego… Albo: szukam przyjaciela, miłości…
Zamiast „w pysk”, moglibyśmy wymienić dwa wyjaśniające zdania i rozejść się lub nie.

Póki co, uśmiechający się na ulicy do innych podejrzewani są o ucieczkę z zakładu zamkniętego, „dzień dobry” – między sąsiadami ma na końcu znak zapytania zamiast wykrzyknika, a „halo” do słuchawki, znaczy „czego?”. A gdyby tak, irracjonalnie, porozszczelniać te nasze, nie do poznania, cztery ściany, wpuścić trochę światła i powietrza… i zerknąć sobie tam nawzajem?