Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Ireneusz Dudek – „rock`n`rollowiec i bluesman, szerokiemu kręgowi odbiorców znany jako Shakin` Dudi. Artysta niepokorny i poszukujący. Wokalista i wirtuoz gry na harmonijce. Showman, dla którego scena jest prawdziwym żywiołem” – tak możemy o nim przeczytać na oficjalnej stronie internetowej kultowego już zespołu „Shakin’ Dudi”. Jest typowym mężczyzną w kuchni, czyli zbyt wiele się tam nie udziela. Opowie nam, jak można zjeść w restauracji nie wydając swoich pieniędzy i zaskoczy wyborem ostatniego drinka w życiu…

– Pierwsza poważna potrawa, którą udało mi się zrobić samemu:
– (po dłuższym namyśle): …może bogracz… Tak, to był bogracz. Chyba nawet był dobry, bo nie pamiętam, żeby nie… tak, dobry był!

– Moja największa kulinarna katastrofa:
– Ja tak rzadko bywam w kuchni, że trudno powiedzieć, żeby coś mi się nie udało. Dosłownie na palcach jednej ręki można policzyć, kiedy cokolwiek robiłem. Nie miałem katastrofy, bo chyba jestem typowym mężczyzną. Jak przychodzą goście, to albo przygotowuje coś żona, albo po prostu idziemy do restauracji.

– Gdybym mógł zaprosić na drinka, to zaprosiłbym…
– Już od parunastu lat nie zapraszam na drinka, bo przestałem pić, ale na pewno kogoś z bliskich przyjaciół. Kogoś, kogo lubię. Na przykład mógłby to być Jasiu Chojnacki.

– Moja najciekawsza przygoda w restauracji lub pubie:
– To było tak: wracaliśmy z koncertu w Warszawie do Katowic, to były lata osiemdziesiąte, zajazd „Polichno”. Koledzy wyciągnęli instrumenty i zaczęli grać na trąbkach i puzonach… Potem ktoś wziął czapkę i nazbieraliśmy na jedzenie i jeszcze na dwie flaszki wystarczyło.

– Gdyby to miała być ostatnia szklaneczka w życiu, to wypiłbym….
– Lubię „Perrier”, wodę mineralną.


Foto: Arkadiusz Ławrywianiec