Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Popularny toast „no to siup w ten głupi dziób”, może się zdezaktualizować. Kompletnie. Dość długo zastanawiałem się, sporo wina przy tym wypijając, czy przekazywać dalej tę kontrowersyjną wiadomość. Dobrze być posłańcem dobrej wieści, ale tu nie bardzo wiadomo, powiedzmy sobie szczerze, w jakim stopniu ta informacja jest dobra, a w jakim dobra nie jest. Ale skoro piszę, to sygnał, że coś musiało przeważyć. Tak. A sprawa w tym, że według poważnego instytutu naukowego, spożywając alkohol podnosimy swój iloraz inteligencji…

Dla wielu osób, to żadna nowina. Można by rzec: dla tego w ogóle piją. Chociaż nikt im nie wierzy. Mam prośbę, by nie traktować poniższych danych, jako zachęty do ustawicznej konsumpcji alkoholu. Pamiętajmy, że każdy kij ma dwa końce, medal drugą stronę, a nauka nie raz już myliła się, a to, co było korzystne wczoraj – dziś już nie jest, albo na odwrót. Lecz badania przeprowadzone w Japonii są, póki co, jednoznaczne.

W rękach naukowców znalazło się 2 tysiące osób w wieku tak zwanym średnim (po czterdziestce, a przed osiemdziesiątką). Badania przeprowadzono przy użyciu sake i wina. Spożycie dzienne określono na minimum 500 mililitrów (górną granicę przemilczano i nie daje mi ona spokoju, a teraz i wam też nie będzie). Stwierdzono co następuje:
– u mężczyzn pijących iloraz inteligencji jest wyższy o 3,3 punktu niż u osób nie pijących wcale, u kobiet iloraz wzrasta o 2,2 pkt.

Kierujący badaniami, Hiroshi Shimotaka, przekonuje, że to dzięki zawartym w trunkach polifenolom, które rozszerzają naczynia krwionośne i wymiatają wolne rodniki. Może tak, a może nie? Dalej, to już tylko przypuszczenia. Z pewnością nie wolno tych wyników pozostawić samych sobie. Trzeba zastanowić się także nad skutkami takiego odkrycia.
Po głębszej refleksji, sporo wina przy tym wypijając, postanowiłem jednak zaprzeczyć japońskiej tezie i powstrzymać ludzkość przed nadmiernym używaniem napojów, w których zawarty jest spirytus. Zadecydowałem, że podeprę się autorytetami. Najlepiej jest zawsze przy takich okazjach zacytować kogoś bardzo uczonego np. filozofa lub historyka. Wertując poważne księgi, dotarłem do takiej oto wypowiedzi mędrca Diogenesa: „najbardziej lubię wino pite na czyjś rachunek." Bez komentarza. Albo takie stwierdzenie historyka Cliftona Meyera: „Nie znam żadnego innego napoju, który potrafi nakłonić do myślenia tak, jak wino." Bez komentarza.
Lub: „nalejcie im dobrego wina, ustanowią nam dobre prawa!” – tak o parlamentarzystach powiedział Montaigne. Bez komentarza… Można by tak mnożyć i mnożyć. Zacząłem więc dumać, jak to jest z tym popijaniem i mądrzeniem się? Możliwe, że to nie picie wina powoduje, że człowiek mądrzeje, lecz na opak? Może po prostu ludzie mądrze myślący nie stronią od winnych trunków? Oczywiście w sposób inteligentny, kulturalny i z umiarem, w miarę swoich możliwości!

Oby tym razem uczeni poszli za daleko. Bo przecież gdyby konsumpcja alkoholu podwyższała „aj kju”, to mielibyśmy w kraju samych geniuszy. A patrząc jak zachowuje się pijak, dojdziemy szybciej do wniosku, że jemu to raczej rozumu ubyło. Napoleon mawiał, że „bez wina nie ma żołnierzy” – kto rozsądny by tam polazł? Próbując zrozumieć różnych ważnych przedstawicieli narodu, przychodzi do głowy, że na trzeźwo nie da się czegoś takiego wymyślić! Zrozumieć też. To przypuszczalnie jedyny możliwy sposób dopasowania się do poziomu intelektualnego ich wypowiedzi. Albowiem „na bani” ciężko wypowiedzieć coś mądrego. Niełatwo wypowiedzieć cokolwiek, nawet zwykły Gibrar…, Giblar…, „Gib-ral-tar”!