Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Oczywistym jest, że jeśli szukamy informacji o hodowli rybek akwariowych, to nie dzwonimy do producenta kostki brukowej. Do lokalu gastronomicznego, dla odmiany, nie dzwonimy w razie awarii prądu. W poszukiwaniu miejsca do napicia się wina, jak najbardziej do knajpy dzwonić powinniśmy. Tak też uczynili moi znajomi w przeddzień odpowiedniego czwartku listopada, gdy przyszła im ochota na wzięcie udziału w degustacji młodego bożole. Niektóre telefony spowodowały, że poczuli konsternację…     Jej powodem nie był jednak ani brak miejsc, ani brak samego bożole-nowo. Powodem stanu, który ich ogarnął okazał się, uwaga… brak znajomości poruszonego tematu. Słuchając niedawno tej opowieści byłem w pierwszej chwili przekonany, że jest to jakiś żart, ale nie. Serio, serio. Były takie lokale, w których nie wiedzieli, o co się właściwie „rozchodzi”. Pcha się do głowy pytanie: jak to możliwe?     Możliwe. Okazuje się, że globalna impreza, która odbywa się głównie w knajpach i to od lat wielu, obsłudze tychże nic nie mówi.  Gdyby to jeszcze był pojedynczy wypadek przy pracy, bar mleczny, klub przeciwników fermentacji, albo lokal konsumpcji jednodniowej marchewki, to rozumiem. Ale nie, to były, zdawałoby się zupełnie „normalne” miejsca, których o taką ignorancję nie powinno się podejrzewać! Poza tym, to przecież odwracanie się od pieniędzy, które same wydzwaniają z prośbą o wzięcie.     Wypromowanie bożole-nowo jest prawdziwym majstersztykiem, biznesem marzenie. Lecz jednocześnie nic nie mówi się o jego ofiarach, czyli winach z Beaujolais naprawdę wartościowych. Mało tego, w świadomości konsumentów panuje przekonanie, że to nazwa własna wina, a nie regionu. A są tu także pomniejsi winiarze nie biorący udziału w wytwarzaniu młodego wina na eksport. Ich produkcja trafia na bardzo ograniczony i kurczący się rynek, a sytuacja wymusza rezygnację czasem nawet z połowy winnych upraw.     Dla świata, to igrzyska, impreza dla imprezy, frajda, międzynarodowy dzień winnej pop-kultury, okazja do spotkania towarzyskiego, odrobiny szaleństwa, czy bycia trendy. Z drugiej strony, to picie czegoś, co za bardzo do picia się nie nadaje i tym samym do sprzedaży też nie powinno. Umówmy się może, że to tylko pretekst do degustacji mającej prognozować charakter danego rocznika. O.K, ale tak naprawdę, to kogo to w Psiej Wólce, czy na południe od Seulu, obchodzi?     Młode wino (w tym też pożal-się-bożole) uderza do głowy, jest zagrożeniem dla dobrego smaku i samopoczucia. Z tego punktu widzenia może i dobrze, że są lokale nie świadome wydarzenia? Summa summarum, wychodzi to ich gościom na zdrowie!     P.S.   Myślę sobie o właścicielach takich lokali i zastanawiam się, o ilu jeszcze sprawach nie wiemy, o których oni powinni wiedzieć, a nie wiedzą?…